Skazani na Shawshank wczoraj
Pisanie o pisaniu. Zauważyłem, że to
lubię. Osiągnąłem już taką wprawę, że mogę wygodnie rozsiąść
się w fotelu, zanurzyć we własnych myślach, będąc blisko
drzemki i po prostu pisać. Jest to doskonały sposób na sprawianie
wrażenia w pracy, że się ciężko pracuje, a w gruncie rzeczy
można oddać się przyjemnemu rozmyślaniu o niczym. Nie zawsze tak
można, ale im bliżej weekendu, tym łatwiej. Próbuję sobie
wyobrazić pracę rzetelnego seo copywritera, który dziennie pisze
tysiące słów (dosłownie, bo w przeliczeniu wydajności z każdego
zlecenia wychodzi powyżej tysiąca słów na dniówkę) na różne
tematy. Przez pięć, sześć dni w tygodniu i po kilka godzin na
dobę. Rzemiosło, jakim ostatnio stało się pisanie na zlecenie,
jest ciężkim kawałkiem chleba. Profesjonalni copywriterze nie
piszą takich ilości, ale pracują więcej głową. Niż palcami. Są
i tacy, którzy to lubią i piszą na przykład zawodowo recenzje
filmów. Tej profesji też można się nauczyć, jak wszystkiego.
Wczorajsza emisja Skazanych na
Shawshank była przyjemnym zakończeniem dnia. Mimo że film
oglądałem już kilka razy i czytałem powieść (King jest mistrzem
i basta), kolejny raz obejrzałem go z przyjemnością i refleksją.
Obraz więzienia, zapewne mocno wyidealizowany, ale zupełnie inny
niż moje wyobrażenie. Przede wszystkim film (jak i książka
oczywiście) ukazuje nie więzienie i przestępców, ale ludzi.
Prawdziwe i dobrze zarysowane sylwetki różnych charakterów w
więziennej codzienności. Ich zbrodnie przez większą część
filmu schodzą na plan odległy. Stosunki i relacje między
współwięźniami oraz strażnikami pokazują nam ludzi. Ludzi,
którzy popełnili kiedyś zbrodnie, czasem bardzo brutalne, ale
teraz są zwykłymi ludźmi, skazanymi na wieloletnie przebywanie w
zamknięciu. Po kilkudziesięciu latach zrastają się z tą
codziennością do tego stopnia, że nie potrafią już egzystować w
naturalnym środowisku wolnych ludzi. Na wolności boją się
bardziej niż w więzieniu, czego efektem jest samobójstwo. Po 40
latach odsiadki, każdy chciałby wrócić za więzienne mury. Czy
można tu mówić o resocjalizacji? Z całą pewnością nie.
Oglądając po raz kolejny ten sam film, myślałem o tym
hermetycznym świecie, który mamy kilkadziesiąt, kilkaset
kilometrów od domu. Jakże różne są te światy. I jak podobne.
Kult siły, hierarchia w społeczeństwie, wymiana dóbr materialnych
na inne. I to nieprzezwyciężone poszukiwanie bliskości drugiego
człowieka, które akurat w więzieniu mutuje i przybiera chore szaty
przemocy i seksu. To nie jest ucieczka z Alcatraz, gdzie dopinguje
się głównego bohatera na pontonie, który przedstawiony jest na
tle, zamglonym, niewyraźnym, jakiegoś tłumu zbirów i przestępców.
To jest film o ludziach.